Upadek w kierunku krzyża

Upadek w kierunku krzyża

Zobacz świadectwo Władysława: Upadek w kierunku krzyża

04 września 2015r.

Moje doświadczenie, siła i nadzieja…

Dziś jest dla mnie dzień szczególny, to dzień mojej 24-tej rocznicy abstynencji i zdrowienia, to rocznica odzyskania wolności od koszmaru picia alkoholu, ale również i wolności od nikotyny.
Mam 67 lat, pochodzę z katolickiej, robotniczej rodziny i wiarę wyssałem z przysłowiowym „mlekiem matki”. Dzieciństwo, choć skromne, ale przepełnione miłością rodziców, poparte szczególnym przykładem, w praktykowaniu wiary, jaki otrzymałem od mamy i dziadka Antoniego wspominam z niemałym wzruszeniem.
Z radością wspominam lata mojego zaangażowania w liturgiczną służbę ołtarza. Później studia na Politechnice Wrocławskiej, dyplom magistra inżyniera, małżeństwo, dzieci i pomimo tego wszystkiego, co wyżej …………………. choroba uzależnienia od alkoholu.
Praktykowanie wiary zeszło na plan dalszy, wiarę zacząłem wykorzystywać dla osiągnięcia jakichś celów bieżących, najczęściej dla uspokojenia domowej atmosfery.
Dziś dziękuję Panu Bogu za to, że obdarzył mnie tą łaską osiągnięcia „mojego dna” i silną wolą do jej przyjęcia, bo „Mój Bóg, Dobry Bóg, pozwolił żebym został alkoholikiem, On chce żebym zdrowiał i dawał świadectwo innym”.
Rozważania Drogi Krzyżowej, w tej formie, powstały wiosną bieżącego roku i są odzwierciedleniem moich aktualnych odczuć, ale i życiowego doświadczenia.
W stacji IV Pan Jezus spotyka swoją matkę, ileż to razy ja spotykałem czuły wzrok mojej mamy i jej zapłakane oczy proszące „synu przestań pić”, nic nie pomagało alkohol był silniejszy. Wiem, że wiele godzin spędziła na modlitwie prosząc Pana Boga o łaskę uwolnienia od alkoholu jej najstarszego syna, fakt ten kojarzę sobie ze słowami Pana Jezusa ze stacji VIII „…. Płaczcie raczej nad sobą i nad synami waszymi”. Mijały lata mojego czynnego alkoholizmu i nadszedł dzień, gdy na mojej drodze życia stanęła, tak jak w stacji VI, moja „Weronika” i „przetarła” moje oczy i myśli, tą moja „Weroniką” była moja pierwsza terapeutka, na imię ma Mariola i tak zaczęło się, choć nie łatwe zdrowienie. W stacji V Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi, do pomocy dla mnie w dźwiganiu krzyża wychodzenia z nałogu Dobry Bóg dał wielu „cyrenejczyków”, to lekarze, terapeuci, osoby konsekrowane, ale przede wszystkim inni trzeźwiejący alkoholicy. W tym miejscu ze zrozumiałych względów przywołać chcę tylko dwie osoby, choć innych proszę o wybaczenie, pierwsza to śp. Jurek, czuły i zawsze oddany kolega a nade wszystko przyjaciel, z którym dane mi było założyć pierwszą grupę AA w Wałbrzychu, druga osoba to ks. Bronisław Piśnicki, przyjaciel zawsze oddany, zawsze śpieszący z pomocą, dobrą radą, dobrym słowem, często wskazujący na właściwy kierunek postępowania, do którego zawsze mogę udać się, gdy coś „boli” a po rozmowie z nim jak po wizycie u najlepszego specjalisty i ból nie taki i chęć do stawiania czoła codzienności większa. Szczególne emocje towarzyszą mi przy rozważaniu stacji XI – Pan Jezus przybity do krzyża – i wtedy zawsze mam w głowie słowa pieśni „Golgota” – „ …. to nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech ….” .  Tak, tak i ten grzech z przed lat, ale i ten popełniany dziś ……. .
Podczas całej Drogi Krzyżowej Pan Jezus upada trzy razy za każdym razem się podnosi i idzie dalej. W moim życiu zdarzają się upadki, bardziej i mniej bolesne, ale jak kiedyś powiedział mi to ks. Bronisław „Władku, gdy zdarzy ci się upaś to staraj się upadać w stronę krzyża, nigdy w przeciwną, bo gdy będziesz leżał na ziemi i tylko, choć trochę podniesiesz głowę to zobaczysz Pana Jezusa, który dla nas tak wiele wycierpiał, i gdy go poprosisz On na pewno ci pomoże wstać nawet z największego upadku”. I w takich chwilach wołam sam do siebie: Władku, ocknij się! To nie koniec. Nie tak kończy się Droga Krzyżowa, trzeci upadek Pana Jezusa to przecież nie jest Jego ostatnia stacja. To nie jest Jego i twojej drogi kres. Naprawdę wciąż masz szansę dojść z Nim zupełnie gdzie indziej … Wysoko, wysoko!
W ostatnich miesiącach na skutek moich błędnych decyzji, ale i działań zewnętrznych, na które nie miałem wpływu pojawił się lęk o dalszy ziemski byt, strach przed tym, co będzie jutro, konieczność pokornego pogodzenia się z rzeczywistością i podjęcia właściwych decyzji na dalszą część ziemskiej wędrówki i w tych chwilach klękałem przed krzyżem i modliłem się prosząc Pana Jezusa o poznanie Jego woli, o siłę do jej spełnienia oraz o łaskę podjęcia właściwych decyzji. Pewnego razu, gdy tak klęczałem i modliłem się a wokół panowała przenikająca cisza, choć nikt nic nie mówił, usłyszałem tak jakby w moim sercu głos: „Władku, zaufaj Mi, Ja dla ciebie też, narodziłem się w betlejemskiej stajence, nauczałem, przeszedłem Drogę Krzyżową, umarłem i zmartwychwstałem, ze wszystkim razem damy radę, pomogę tobie, tylko bardzo proszę zaufaj Mi”.
I w tym jest moja siła i nadzieja.

Władysław